„Gdzie są architektki?” pyta w tytule swojej książki Despina Stratigakos. Wraz z lekturą tej wnikliwej analizy zdominowanej przez mężczyzn kultury architektonicznej rośnie poczucie dziejowej niesprawiedliwości. Zilustrujmy ten proces kilkoma cytatami:
Wobec najwyższych i fundamentalnych wartości architektury kobieta pozostaje z natury głęboko ułomna
Nie musimy dodawać, że – jako mężczyźni – jesteśmy zadowoleni z tego stanu rzeczy, ponieważ to, co kobietę powstrzymuje w osiąganiu ponadprzeciętnych wyników w praktykowaniu sztuki architektury, składa się na jej najwyższy urok i świetność
Tomas Raffles Davidson, Redaktor naczelny pisma “British Architect”, 1902
Kobieta musi trzymać się jak najdalej od architektury
Karl Scheffler, krytyk architektury, 1908
Architektura musi odzyskać nie tyle obecność kobiet, ile zdecydowanie męskich mężczyzn
Otto Bartning, architekt, 1911
Na ile to jest tradycja, a na ile biologia, nie wiem, ale jak dotąd nie mamy wielu wielkich architektek
Marcel Breuer, architekt, 1971
Zaha Hadid podaje mi na powitanie wilgotną, miękką dłoń. Właśnie bierze ją grypa. Co za rozczarowanie. Gdzie jest ten tryskający energią potwór, którego zapamiętałem z poprzednich wywiadów? Gdzie się podziała ta herod-baba, jędza sunąca do swojej położonej w północnym Londynie pracowni na niebotycznych obcasach
Stuart Jeffries, reporter „Guardiana”, 2004
Wydawać by się mogło, że na tle międzynarodowej sceny architektonicznej, Polska radzi sobie z dyskryminacją całkiem nieźle. Helena Syrkus, Barbara Brukalska, Halina Skibniewska, Jadwiga Grabowska-Hawrylak, Krystyna Tołłoczko-Różyska, a spośród współczesnych Ewa Kuryłowicz, Aleksandra Wasilkowska, Małgorzata Kuciewicz i wiele innych kobiet tworzą obraz naszej profesji. A jednak, mimo że wydziały architektury w dużej mierze zdominowane są przez studentki, to zespoły w pracowniach projektowych są żeńskie tylko w 30%, na stanowiskach kierowniczych ten współczynnik jest znacznie niższy. Już sama dyskusja o feminatywach w języku polskim, która tak bardzo rozgrzała opinię publiczną w mijającym roku, może być doskonałym świadectwem pewnych kulturowych zaległości, które ciągle musimy nadrobić. „Granice mojego języka są granicami mojego świata” – te słowa Ludwiga Wittgensteina stały się już banałem, a mimo to wymagają ciągłego przypominania, bo świat, w którym punktem odniesienia jest wyłącznie jedna płeć (polecam pod tym względem lekturę Neuferta) może być bardzo niebezpieczny. Wyniki badań ofiar wypadków samochodowych pokazały, że podczas większości zderzeń kobiety były nieproporcjonalnie bardziej poszkodowane od mężczyzn. Działo się tak dlatego, że producenckie testy zderzeniowe do 2011 roku były przeprowadzane jedynie na manekinach, które symulowały męską budowę ciała.
Co możemy zrobić, aby poprawić obecną sytuację? Jedną z odpowiedzi jakie daje Despina Stratigakos jest budowanie świadomości i kultywowanie pamięci o kobietach architektkach. W tym kontekście warto sięgnąć po jeszcze jedną niedawno wydaną książkę – a dokładniej komiks – „Eileen Gray. Dom pod słońcem”, napisaną przez Charlotte Malterre-Barthes i pięknie zilustrowaną przez Zosię Dzierżawską. To bardzo wdzięczna, niespiesznie tocząca się opowieść o projektantce domu E-1027, będącego jedną z najważniejszych ikon modernizmu, którego autorstwo po części przypisał sobie później Le Corbusier. Historia tej willi jest zresztą symptomatyczna dla całej historii architektury i projektowania przemysłowego w XX wieku, z której trudno jest się dowiedzieć o wielu faktach dotyczących kobiet np. o tym, kto tak naprawdę zaprojektował słynny fotel Barcelona