kwartalnik rzut

Gra w dwa ognie

Pomiędzy ryzykiem a konformizmem, czyli jak tworząc przestrzenie do zabawy unikać sztampy oraz sztywnego gorsetu biurokracji.

chłopiec na chuśtawce

Poniższe uwagi sformułowałem z myślą o projektantach zniechęconych bylejakością oferty wyposażenia rekreacyjnego oraz zawiłościami kwestii formalno-prawnych, które dotyczą placów zabaw. Jestem jednak przekonany, że część z nich mogłaby być przydatna również dla innych osób odpowiedzialnych za tworzenie przestrzeni rekreacyjnych, szczególnie dla tych, których wyobraźnia lub ambicje zderzają się z obawą wyjścia poza standardowe rozwiązania. W związku z praktycznym wymiarem tekstu odnosiłem się głównie do przykładów lokalnych, stąd niekiedy bardzo spektakularne realizacje zagraniczne zostały świadomie pominięte.

KONTEKST

Najliczniejszą grupę rodziców dzieci do 10 lat stanowią dziś osoby urodzone na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia. Wynika to nie tylko z ich wieku, lecz także z tego, że roczniki te stanowią pokolenie drugiego powojennego wyżu demograficznego. To jednocześnie ostatnia grupa, która pamięta jeszcze dzieciństwo w czasach PRL-u. Przez ostatnią dekadę, wraz z pojawieniem się ich własnych dzieci i narastającą świadomością zmian społecznych i ekonomicznych, które nastąpiły na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat, coraz częściej odczuwają oni sentyment do okresu wczesnej młodości.

Podobnie jak wszelkiego rodzaju tęsknoty, te kolektywne wspomnienia są trochę przerysowane i ckliwe. Niezaprzeczalne jest jednak to, że kilkadziesiąt lat temu swoboda, jaką miały podczas zabawy dzieci, ze względu mały lęk rodziców, była dużo większa niż dziś. Można żartobliwie uznać, że zabawa była jednym z nielicznych towarów i usług, które nie podlegały w tamtym okresie reglamentacji. Zabawki były co prawda brzydkie, ich wybór – żałośnie skromny, a wszystko, co pochodziło z Zachodu, stawało się towarem luksusowym. To samo dotyczyło placów zabaw – większość z nich zostało zrealizowanych w zestandaryzowany sposób, urządzeniami składającymi się z pospawanych stalowych rur i prętów oraz drewnianych siedzisk – wszystko pomalowane farbami olejnymi. Jedyne co przemawia na ich korzyść to ogólna dostępność oraz estetyka oparta na prostych, geometrycznych formach, przypominająca zabawki z placów projektowanych przez Aldo van Eycka. To jednak nie on, a jego rodak Pieter Bruegel (starszy) na obrazie Zabawy dziecięce mimochodem odmalował atmosferę, która zrosła się z moimi osobistymi wspomnieniami.

Widok z góry, może z okna na szesnastowieczną ulicę pełną dzieci grających w rózne gry i zabawy.
Pieter Bruegel (starszy), Zabawy dziecięce

Obraz niderlandzkiego malarza przedstawiający ulicę szczelnie wypełnioną tłumem dzieci oddających się wszelkim możliwym grom i zabawom przypomina mi moje osiedle z lat 80., ze spontanicznie organizowanymi elementami służącymi zabawie. Praktycznie nic – oprócz huśtawek, które szczególnie aranżowały nasze życie grupowe – nie stanowiło na nim typowego elementu placu zabaw – chociaż takich na osiedlu istniało siedem. Były na nich samodzielnie wykonane i oznakowane boiska trawiaste, pola do gry piłką na trawie i asfalcie, placyk żwirowy do „wyścigów żużlowych”, zdobywane przez dzieci latarnie i dachy, a nawet absolutnie transgresyjne przestrzenie, takie jak śmietniki czy – w pierwszych latach funkcjonowanie osiedla – hałda śmieci i odpadków. Całość otaczał pas dzikich ogródków działkowych, który z czasem przekształcił się w pas domów szeregowych. Place ich budów, ciągnących się przez dekadę, były szczególnie atrakcyjnym miejscem naszych spotkań w późniejszym, nastoletnim już wieku. Ponadto warto wymienić krawężniki służące nam do gry w nomen-omen „krawężniki”, asfalt, po którym puszczaliśmy wieczorem, krzesząc iskry, wynoszone chyłkiem ze śmietników warsztatów samochodowych stare łożyska i łańcuchy. Ciekawostką jest to, że wspomniany element transgresji miało nawet korzystanie z typowych zabawek-urządzeń. Na huśtawkach wykonywaliśmy manewr polegający na rozhuśtaniu się do tzw. dechy – czyli odbiciu się w pozycji stojącej, z głową w dół, sztywnymi, wykonanymi z prętów, zawiesiami siedziska od górnej belki. W piaskownicy z kolei modelowaliśmy kokpity statków kosmicznych będąc w wieku, w którym zazwyczaj wyrasta się już z zabaw w piasku.

Powyższa wyliczanka pozwala na dwie ważne obserwacje:

do zabawy nie są konieczne specjalnie do tego przeznaczone urządzenia, a jej dużym walorem jest aspekt ryzyka.

Nie bez przyczyny zresztą kluczowym miejscem zabaw w tamtym okresie był trzepak, na którym wisiało się głową w dół. Jednak w kontekście omawianego zagadnienia, zastanawiające jest, że nasze roczniki, pamiętające jeszcze pełną swobodę, jaką dane było się nam cieszyć, są dziś, jako dorośli i czynni aktorzy życia społecznego, autorami zupełnie odmiennej rzeczywistości.To z nas rekrutują się projektanci, urzędnicy, legislatorzy i inwestorzy. Jesteśmy pokoleniem rodziców obawiających się swobody.

Rzeczywistość naszych dzieci to ogrodzony plac zabaw, złożony z „bajecznie kolorowych”, tandetnie „przedizajnowanych”, ale mających atesty, aprobaty i gwarancje urządzeń. Biorąc pod uwagę ograniczenia, jakie narzuca ta triada, można chyba stwierdzić, że jest to współczesny, kapitalistyczny, odpowiednik peerelowskiej reglamentacji. Jak pisze o placach zabaw socjolożka Maja Brzozowska-Brywczyńska w tekście Przestrzenie zabawy opublikowanym w czerwcu 2019 roku w dodatku do „Głosu Wielkopolskiego” – „Kultura u podstaw”:

(…) projektuje się je zazwyczaj według mało fascynującej formuły 4S (swing, see-saw, slide, sandbox), która definicję miejsca dziecięcych zabaw sprowadza do żelaznego zestawu:  huśtawki, ważki, zjeżdżalni i piaskownicy.1

Autorka wspomina również o dominującej praktyce ograniczania ryzyka, od siebie dodałbym również jakkolwiek pojmowaną uciążliwość. Place, nie dość że muszą być bezpieczne, muszą jeszcze spełniać techniczne warunki nasłonecznienia oraz wymagane odległości od okien, dróg i granic własności. Zapewnienie placu zabaw jest również wymogiem formalnym przy realizacji „zespołu budynków mieszkaniowych” – czyli więcej niż jednego(!) budynku. Co ciekawe, nie istnieje wymóg ogradzania placu zabaw – to tylko i wyłącznie myślowa i projektowa kalka. Często, nawet przy braku płotów, niezależnie wydziela się piaskownice. Najprawdopodobniej wiąże się to z obawą przed zanieczyszczeniem piasku przez zwierzęta. Zasadniczym problemem nie jest jednak wygradzanie, ale niesłychana brzydota panelowych płotków. Rzadko kiedy można spotkać alternatywne rozwiązania takie jak murki, żywopłoty lub drewniane parkany.

Niekiedy karykaturalność  i namiastkowość placów zabaw są tak ewidentne, że przedzierają się one do mediów tradycyjnych i społecznościowych, stając się obiektem szyderstw i oburzenia.

Jest to zazwyczaj coś w formie nanoplacu – jedna zabawka otoczona płotem, znajdująca się często w sąsiedztwie parkingu. Zasłyszanym określeniem na tak opresyjne w swej formie zjawisko jest „ogródek Guantanamo”.

Popowice

Za tę sytuację odpowiadają po trochu różne strony: legislatorzy tworzący niechlujne prawo, gdzie dobre intencje nie idą w parze z równie dobrymi rezultatami, naciskani przez władze samorządowe (w kwestii efektywnej komercjalizacji gminnych działek) planiści, niezabezpieczający odpowiednich rezerw pod tereny rekreacyjne w nowopowstających jednostkach osiedlowych, wreszcie projektanci i deweloperzy, którzy zbyt często idą na skróty. Na domiar tego realizacja wielu zadań inwestycyjnych podlega prawu zamówień publicznych, promującemu rozwiązania sztampowe i typowe, czytaj – bezpieczne, wyposażone w komplet atestów i aprobat. W realizacjach komercyjnych dodatkową przeszkodą jest tempo wykonawstwa i warunki gwarancyjne.

Jako zbiorowość dążąca do stworzenia społeczeństwa obywatelskiego, w stopniu dużo większym niż kiedyś, czujemy się podlegli odpowiedzialności cywilnej i regulacjom prawno-technicznym. Wciąż jednak nie do końca potrafimy zdefiniować granicy między pragmatyzmem a nadgorliwością. Przez ostatnie trzydziestolecie pojawiło się u wielu coś, co nazwałbym „obrotową świadomością konsumencką’”, która jest zarówno źródłem licznych obaw, jak i wygórowanych roszczeń – szczególnie, gdy w grę wchodzi los dzieci. Na tej płaszczyźnie rozgrywa się tytułowa gra w dwa ognie.

Bezpieczna oferta rynkowa jest brzydka i ograniczona, prawo ma wiele niedoskonałości, ale wyjście poza nie powoduje wiele wątpliwości i zwiększa ryzyko. Innymi słowy, jest to jeszcze jedna odmiana konfliktu „swoboda czy bezpieczeństwo?”, pojawiającego się w wielu społecznych kontekstach.

Absurdalność wspomnianych wyżej nanoplaców, czy też ogródków Guantanamo działa na szczęście otrzeźwiająco. Możemy odczuć, że między sentymentalnie hołubionym wspomnieniem ryzykownego skakania z krawędzi dachu na hałdę żwiru na budowie, a wyzutymi z wszelkiego ryzyka mikroskopijnymi, ale zgodnymi z przepisami placykami, jest jeszcze bardzo dużo przestrzeni do negocjacji dopuszczalnych działań i zachowań.

STRATEGIE

Aldo van Eyck podczas wykładu o projektowaniu i urządzaniu placów zabaw, wygłoszonego w 1962 roku w teatrze Marcanti w Amsterdamie, powiedział:

Dziecko wykorzystuje (…) wszystko, każdy element architektury, wszystko przez co można się przeczołgać lub na co można się wspiąć. Dzieciom nie pozwala się tego w istocie tego robić, a jednak one to uwielbiają.2

Moje pokrywające się z tym spostrzeżenia i osobiste doświadczenia są od jego uwag o dwie, trzy dekady młodsze. Współcześnie nawet pobieżna i nieusystematyzowana obserwacja zachowań dzieci potwierdza, że nie nastąpiła w nich jakaś szczególna zmiana, czy to w gotowości do zabawy, czy też – przede wszystkim – w akceptacji umowności i abstrakcyjności jej warunków i okoliczności. Jest to zbieżne z tym, co promuje krakowska Pracownia K, zajmująca się projektowaniem przestrzeni dla dzieci oraz ze zdaniem Mai Brzozowskiej-Brywczyńskiej:

Moje ulubione alternatywne miejsca zabawy to „place budowy zabaw”, naturalne place zabaw i sztuka publiczna dla dzieci (Carl T. Sørensen zauważył, że dzieci chętniej bawią się wszędzie indziej, tylko nie na specjalnie zaprojektowanych urządzeniach – wolą niegotowe struktury niż domknięte projekty).
„Plac budowy zabaw”, którego ilustracją może być opuszczona parcela z francuskich przygód Mikołajka, odwołuje się do idei dziecięcej sprawczości, przyjemności nie tylko zajmowania, ale także wytwarzania przestrzeni zabawy i to z „dorosłych” elementów, jak stare opony, deski i inne śmieci.3

Doskonałą ilustracją powyższej tezy są strategie zabawowe dzieci, spowodowane pandemią COVID-19, gdy place zabaw zostały zamknięte. Wszystko, co miało niespotykaną i ciekawą formę, stawało się alternatywnym polem do eksploracji: kałuże, konary drzew, murki etc.

Tę strategię potencjału zabawowego warto przyswoić sobie nie tylko w tak szczególnym okresie. Większość elementów naturalnych, istniejących na opracowywanym projektowo obszarze, lub nowoprojektowanych elementów architektonicznych, które służą swoim podstawowym przeznaczeniom, takim jak ścieżki, schody czy rampy, może potencjalnie być wykorzystywana przez dzieci, szczególnie w takim wieku, że nie wymagają już nieustannego nadzoru. Od projektantów oczekiwane są tylko i wyłącznie szczególna uważność i wyobraźnia, a ewentualne niestandardowe korzystanie ze wspomnianych elementów nie jest w żaden sposób regulowane przepisami.

Za guza powstałego w wyniku upadku podczas huśtania się lub zjeżdżania po poręczy, czy przemoczone w przewidzianej na deszczówkę sadzawce buty nie należy spodziewać się sięgania po instrumenty prawne.

Inną ciekawą strategią – dosyć dobrze już przetestowaną przy radzeniu sobie z biurokratyczną indolencją, a także mizerną estetycznie i funkcjonalnie ofertą dostępną na rynku – jest wykorzystanie formuły instalacji, instalacji artystycznej lub rzeźby. Czasami odbywa się to w sposób nie do końca zamierzony i powiino zostać formalnie zaliczone do wcześniejszej kategorii, czego przykładem jest wrocławska, rzeźbiarska w formie, Fontanna Krasnali przy Teatrze Lalek. Zaprojektowano ją jako dzieło artystyczne, ale od zawsze, z racji swojej skali i kompozycji, jest dużą atrakcją dla grup dziecięcych, które nieustannie wciąga do gry. W pełni świadome wykorzystywanie tej strategii przez projektantów polega więc na użyciu atrakcyjnych dla dzieci form i kształtów przy jednoczesnym konsekwentnym unikaniu sformułowań plac zabaw, zabawka. Pracownia K stworzyła dla tego typu strategii ostentacyjne wręcz sformułowanie nieplac zabaw”. Takie obiekty i/lub przestrzenie nie są objęte ograniczeniami nałożonymi przez warunki techniczne na place zabaw, nie muszą też mieć  atestów ani aprobat. Oczywiście intuicja podpowiada, że warto i trzeba w takich realizacjach zachowywać zdrowy rozsądek i dbać o takie kwestie jak statyka, bezpieczeństwo użytkowania oraz atesty i aprobaty składowych materiałów, z których obiekt jest wykonany. Przykładem może być instalacja Kryjówka, autorstwa pracowni i studia architektury PORT z Wrocławia, mieszcząca się w Barbarze – przestrzeni Strefy Kultury Wrocław. Pomysł ten wykorzystało też wielokrotnie Atelier Starzak & Strębicki z Poznania, m.in. przy tworzeniu Pomnika Dziecięcej Radości, czy instalacji dostępnych podczas Festiwalu Malta w Poznaniu. Strategię tę stosowałem także osobiście, w ramach działań „Sofft” przy instalacjach architektonicznych, takich jak Polegiwacz (oczywiście dzieci robiły na nim wszystko poza polegiwaniem) czy napisie WRO, czyli ławce  promocyjnej Wrocławia. Dla tego typu realizacji dopuszcza się, czy wręcz zakłada, aktywność dziecięcą. W zależności od tego, jak czytelnie jest to zakomunikowane, i od stałej lub tymczasowej natury obiektu, w propozycjach dla dzieci warto czasami wraz z operatorem lub zarządcą takiej instalacji sformułować stosowny regulamin użytkowania, który w czytelny sposób określi zakres odpowiedzialności stron.

Trzecią strategią jest gra nawierzchniami architektonicznymi. Przykładem jest zrealizowany w tym roku na wrocławskich Nowych Żernikach niewielki zespół trzech budynków punktowych, zaprojektowany przez pracownie CH+ architekci i VROA architekci. Inwestor wykazał się dużą świadomością – nie domagał się „wyciśnięcia” z działki maksymalnej powierzchni do skomercjalizowania. Czuliśmy więc, że duża rezerwa wolnej przestrzeni pozwoli nam zrealizować  atrakcyjny plac zabaw. Jednak po przeanalizowaniu wszelkich wymogów technicznych i warunków nasłonecznienia, ku naszemu zdziwieniu, zorientowaliśmy się, że możliwy do wykorzystania obszar jest wielkości znaczka pocztowego. Pomimo intuicji i najlepszych intencji mogliśmy zrealizować tylko coś,  co określiłem wcześniej mianem nanoplacu!  

Ponieważ plac zabaw jest wymogiem formalnym, z którego nie da się zrezygnować, w wyznaczonym miejscu zaproponowaliśmy karuzelę w otoczeniu ławek i przyszłej zieleni, natomiast po drugiej stronie działki – gdzie formalnie nie był spełniony wymóg nasłonecznienia – zrealizowaliśmy, niejako w ramach rekompensaty, tartanową bieżnię oraz piaskownicę, które zlokalizowane zostały w pobliżu innych urządzeń rekreacyjnych istniejących na sąsiedniej działce. Obydwa elementy nazwane zostały w dokumentacji nawierzchniami architektonicznymi. Zastosowanie piasku i tartanu było decyzją, która wynikała z obserwacji, że oba materiały mogą bardzo skutecznie zaabsorbować dzieci podczas zabawy.

Nowe Żerniki, Wrocław

Mogą do niej skutecznie zachęcać także typowe, utwardzone nawierzchnie budowlane, jeżeli rozpatrywane są w sytuacji ruchu pieszego lub uspokojonego (takiego jak np. strefy zamieszkania). Z moich obserwacji wynika, że szczególnie atrakcyjne są dwa rodzaje nawierzchni: gładka bezfazowa kostka betonowa oraz asfalt. W publikacji podsumowującej wystawę Sense of the City, zorganizowaną w 2005 roku w Kanadyjskim Centrum Architektury CCA4, w rozdziale Surface of the City, kurator Mirko Zardini, przyjmuje rolę obrońcy tego materiału, niesłychanie przekonująco pisze:

Byłoby niesprawiedliwym kojarzyć jego (asfaltu) sukces z sukcesem samochodu. Zanim stał się on idealną nawierzchnią dla ruchu zmotoryzowanego najbardziej doceniany był przez pieszych i rowerzystów. Współczesne projekty (…) zaczęły przywracać jego rolę jako nawierzchni dla pieszych, oddając go na powrót zbiorowemu życiu miasta.5

Asfalt i gładka kostka betonowa – te dwa, z pozoru podobne w charakterze i chropowatości, typy nawierzchni zachęcają do dwóch rodzajów aktywności. Pierwszy z nich to nietracące na popularności rysunki kredą – spontaniczne i figuratywne bądź w postaci wykreślonych pól dla typowych gier, takich jak np. „klasy” (w zdumiewający sposób ta gra wciąż funkcjonuje, pomimo całkowitego odejścia w zapomnienie innych) lub torów do wyścigów samochodowych. Drugi to sporty „na kółkach”, czyli wszelkiego rodzaju wrotki, rolki, deskorolki, hulajnogi czy rowery figurowe. Warto o tym pamiętać przy programowaniu miejsc rekreacji dla starszych dzieci i nastolatków. Przestrzenie te niekoniecznie muszą być nowoprojektowane. Doskonale w tej roli sprawdzają się również typowe miejsca o charakterze infrastrukturalnym, jak przejścia pod estakadami czy nieczynne parkingi. Interesujące jest to, że często są one zagospodarowywane w stylu „zrób to sam”, spontanicznie i samodzielnie przez użytkowników. Najlepszym tego przykładem są okolice wrocławskiego stadionu. W wizjach towarzyszących jego realizacji przed Euro 2012 szerokie trakty wiodące od zintegrowanego przystanku ku esplanadzie wokół stadionu miały się regularnie i tłumnie wypełniać uczestnikami różnego rodzaju widowisk. Obliczone na takie potoki ludzi przestrzenie, szczelnie wyłożone nawierzchniami asfaltowymi i betonowymi, stałyby wiecznie puste, gdyby nie rolkarze. Miejsce to z marszu zostało zaadaptowane na ich potrzeby i odwiedzane jest nieustannie przez osoby w wieku od kilku do kilkudziesięciu lat. Dzieci i starsi trenują indywidualnie lub w grupach, odbywają się tam także zajęcia zorganizowane jak np. letnie szkółki hokeja (na rolkach). Miastu, jako dobremu gospodarzowi, nie pozostaje właściwie nic więcej jak dostawić kilka ławek i kubłów na śmieci. Ważnym aspektem w kontekście wykorzystywania nawierzchni jest to, że praktycznie zawsze są one układane w reżimie technologicznym i z tej racji nie są w żaden sposób ryzykowne. Ewentualne chęci doposażenia w urządzenia do wykonywania figur lub urozmaicenia topograficzne, można mitygować dzięki adekwatnemu regulaminowi użytkowania przestrzeni.

Innym szczególnym fenomenem są tzw. hopki. We Wrocławiu, oprócz tych urządzonych, są co najmniej trzy nieoficjalne tory dla rowerów, dosyć ukryte. Z tego co mi wiadomo, żaden z nich nie był przy realizacji wspomagany przez instytucje publiczne lub podmioty komercyjne.

PODSUMOWANIE

Wyżej przytoczone problemy i przykłady nie wyczerpują wszystkich związanych z tematem zagadnień – z pewnością do wielu z nich powinno się podejść w sposób systemowy. Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości osiągniemy na tyle wysoki poziom rozwoju i zaufania społecznego, że zwolni nas on z ciągłej asekuracji i pozwoli wypracowywać wiele rozwiązań indywidualnie, w procesie projektowym i realizacyjnym. Jednym z takich narzędzi – chociaż nie w pełni doskonałym – są choćby wspomniane regulaminy, określające reguły gry i postępowania


POKAŻ PRZYPISY

  1. M. Brzozowska-Brywczyńska, Przestrzenie zabawy, „Kultura u Podstaw” 5.06.2019, online: https://kulturaupodstaw.pl/przestrzenie-zabawy/ (data dostępu: 4.11.2020).
  2. A. van Eyck, O projektowaniu i urządzaniu placów zabaw, w: Synchronizacja. My i oni przestrzenie wspólne / projektowanie dla wspólnoty, przeł. M. Wawrzyńczak, Warszawa 2014, s. 244.
  3. M. Brzozowska-Brywczyńska, dz. cyt.
  4. Więcej informacji o wystawie można znaleźć na stronie https://www.cca.qc.ca/en/events/2807/sense-of-the-city (data dostępu: 10.11.2020).
  5.  M. Zardini, Surface of the City, w: Sense of the City, red. tenże, Montreal 2005, s. 215.