kwartalnik rzut

Kulturotwórcza rola technologii

rozmowa z Benem Van Berkelem

Year of Ox - 1993
Daniel Lee "Year of Ox"

z Benem van Berkelem
szefem UNStudio

rozmawiał
Michał Kempiński


Wprawdzie tematem naszej rozmowy będzie aplikacja technologii cyfrowych w architekturze, ale na początku chciałbym poruszyć inną kwestię. Dowiedziałem się, że oprócz tego, że wykonujesz zawód architekta, zajmujesz się również malarstwem. Jak do tego doszło?

Tak, to prawda. Skąd wiesz?  

Przeczytałem o tym w internecie.

Celowo staram się nie rozmawiać na ten temat. Zupełnie nie pamiętam, co mogło mnie skłonić do opowiadania o malowaniu. Ale cóż, mleko się rozlało. Spójrz na tę ścianę (na ścianie gabinetu wisi płótno o wymiarach około 1,5 x 2 m, przedstawiające abstrakcyjną kompozycję kolorów; jest tu też więcej prac o mniejszych formatach oraz odręczne szkice przylepione do ściany taśmą klejącą – MK). Ten obraz ma już około 20 lat. Wykonywałem prace na papierze równolegle do zaangażowania w UNStudio. Jednak nie tylko malowałem i rysowałem – na pewnym etapie wciągnęła mnie również fotografia eksperymentalna. Rozwój w innych dziedzinach zawsze pozwalał mi na poszerzanie pola widzenia, wzbogacanie wyobraźni i pomagał pracować przy projektach architektonicznych. Od paru lat staram się spędzać mniej więcej 30% czasu w swoim atelier, najczęściej w weekendy, choć czasami również w środku tygodnia. Szczególnie ostatnio maluję wyjątkowo dużo.

Dużo, czyli ile?

Mniej więcej pięć–sześć prac każdego miesiąca. Niektóre z nich mają bardzo duże wymiary.

Zakładam, że praca nad obrazami jest dla Ciebie czymś osobistym.

Zgadza się. Przede wszystkim relaksuje i pomaga skupić myśli, w pewnym sensie jest dla mnie medytacją. 

W ostatnich latach rozwija się trend, aby więcej czasu spędzać offline, żeby skupiać się na rzeczach, które można robić analogowo, na przykład na rękodziele. Ludzie odczuwają także coraz większą potrzebę, żeby po prostu ze sobą przebywać. Kiedy kontaktowałem się, żeby umówić się na wywiad, sekretariat UNStudio przedstawił mi możliwość przeprowadzenia go online, ale dla mnie ten pomysł był trochę… niewygodny i mimo wszystko wolałem przyjechać do Amsterdamu i porozmawiać osobiście.

Dla mnie to także jest lepsze rozwiązanie. Rozmowy przez internet wiążą się z niedogodnościami. Nie jestem w stanie do końca się wyrazić, siedząc przed kamerą telefonu albo komputera. Z jednej strony niewychodzenie z biura jest wygodne. Z drugiej – zobacz, ile się traci z kontekstów i inspiracji, jeśli nie przebywasz fizycznie pewnej drogi od – do. Każdy albo większość z nas w pewnym momencie się orientuje, że zdecydowanie przesadza z ilością czasu spędzanego przed ekranem i wtedy zaczyna jakoś na to reagować.

Czy pamiętasz ten pierwszy raz, kiedy zetknąłeś się z komputerem? Zakładam, że Twoje odczucia musiały wówczas być zupełnie inne niż teraz, kiedy jawnie narzekamy na to, że przed monitorem spędzamy zbyt dużo czasu.

Pierwszy raz o zastosowaniu komputerów w architekturze rozmawiałem w latach 80. na Architectural Association w Londynie, gdzie wtedy studiowałem. Moim rozmówcą był jeden z członków Grupy Archigram, który jako pierwszy przedstawił hipotezę, że komputery może wykorzystać do badania natężenia ruchu w mieście. Oczywiście komputerów z tamtych lat zupełnie nie da się porównać z tymi współczesnymi, bo kiedyś wyglądały one mniej więcej tak, jak dzisiaj syntezatory. Przy okazji, czy wiesz, że jako jedni z pierwszych zastosowali tę maszynę Beatlesi? Bardzo ciężkie urządzenie na kółkach z setką kabli i wtyczek co do zasady było nazywane komputerem. Kiedy pierwszy raz usłyszałem taką maszynę, to był najprawdziwszy efekt wow. Dźwięki pianina albo gitary akustycznej dzięki syntezatorom zmieniały się w brzmienia zupełnie innych, nieznanych instrumentów. To miało nadzwyczajny potencjał. Można powiedzieć, że najpierw doświadczyłem komputerów poprzez zsyntetyzowaną muzykę, a dopiero później zaczęliśmy rozmawiać o ich stosowaniu w warsztacie pracy nad architekturą.

W UNStudio w pierwszy komputer zaopatrzyliśmy się w 1994 roku. Pracowaliśmy wówczas nad Erasmus Bridge w Rotterdamie. Nasz architekt-informatyk, który pracuje dla mnie do dziś, powiedział wtedy: „Mamy do wykonania bardzo dużo obliczeń elementów 3D do konstrukcji mostu. Czy nie moglibyśmy kupić małego komputera, który pomógłby nam w tych analizach?”. Następnie sami napisaliśmy program do obliczeń w układzie współrzędnych XYZ i wykorzystaliśmy go do podzielenia konstrukcji mostu na stalowe płyty w wymiarach produkcyjnych. Co więcej, generalny wykonawca skorzystał potem z tego samego oprogramowania przy produkcji. Nieprawdopodobne, ile czasu udało się w ten sposób zaoszczędzić. Na przełomie lat 1994 i 1995 byliśmy jednymi z pierwszych w Europie, którzy zastosowali takie eksperymentalne, komputerowe metody projektowania i produkcji.

Czyli zanim przystąpiliście do prac nad Erasmus Bridge wszystkie projekty rysowaliście odręcznie?

Tak, wcześniej mieliśmy mniejsze projekty i wszystkie powstały w ten właśnie sposób.

Pasjonujące jest to, jak od początku technologia CAD (computer aided design) połączyła się z CAM (computer aided manufacturing). Wygląda na to, że dzięki technologii cyfrowej projektanci i wykonawcy mogli zacieśnić współpracę, a z czasem stworzyć coś w rodzaju pierwszej sieci uzupełniających się twórców.

Pracując w tych samych programach, mogliśmy oczywiście szybciej porozumiewać się z wykonawcami. Wraz z pojawieniem się komputerów poprawiła się także dokładność projektów i wykonania, łatwiej było obliczać narożniki i optymalizować kształtki. Wiadomo, że całą konstrukcję mostu mogliśmy również zrobić odręcznie (wszyscy w biurze mieliśmy umysły ścisłe), ale – przykładowo – to, co zajmowało pięć dni normalnej pracy, z wykorzystaniem programów skracało się do trzech godzin.

Nazwa UNStudio zawiera skrót od United Network (zjednoczona sieć). Czy wybór takiej nazwy nawiązuje w jakiś sposób do powstania i rozwoju internetu?

Początkowo nazywaliśmy się Van Berkel Bos Architects, ale ta nazwa nam się nie podobała. Za bardzo odnosiła się do nas jako do konkretnych osób. Caroline twierdziła, że nazwa powinna podkreślać naszą misję i filozofię. To był czas, kiedy zaczytywaliśmy się w dziełach Baudrillarda i Foucaulta, interesowały nas kwestie społeczne i polityczne. Naszą uwagę szczególnie przykuwał Bruno Latour, który postulował teorię aktora-sieci. Rozważał, jak społeczeństwo funkcjonujące na zasadzie sieci równorzędnych elementów może działać inaczej, być może sprawniej, niż liniowy system opierający się na zasadzie hierarchii elementów. Nie zapominajmy, że był to czas (lata 80.), kiedy władze państwowe przenosiły odpowiedzialność i kompetencje na władze miejskie i samorządowe. Organizacja życia publicznego jako takiego stawała się coraz bardziej zdecentralizowana. W pewnym sensie teoria i praktyka społeczeństwa sieci spotykały się i rozwijały równocześnie.

Gdzieś w głębi zawsze przemawiała do nas wizja pracy architekta raczej jako ogniwa w procesie niż postaci centralnie nim zarządzającej w hierarchicznym sensie. Zawsze chciałem być architektem, którego rolą jest łączenie ludzi.

Gdzieś w głębi zawsze przemawiała do nas wizja pracy architekta raczej jako ogniwa w procesie niż postaci centralnie nim zarządzającej w hierarchicznym sensie. Zawsze chciałem być architektem, którego rolą jest łączenie ludzi. Takie podejście pomaga koordynować pracę wielu specjalistów, których za Latourem można nazwać właśnie „aktorami w sieci”. Przy udziale odpowiednich osób jesteśmy w stanie osiągnąć projekty bardziej inteligentne niż w przypadku odgórnego systemu zarządzania pracą. To wszystko, o czym mówię, doprowadziło nas do zmiany nazwy na United Network. Obecna nazwa może budzić skojarzenia z pracą w internecie, ale myślenie sieciowe i sieciowy sposób na pracę były u nas obecne dużo wcześniej niż komputer.

Czyli również idea dzielenia się wiedzą była elementem Waszej strategii?

Tak, dzielenia się wiedzą i pomysłami. Nasza najnowsza książka nosi tytuł Wiedza ma znaczenie, a jej motywem przewodnim jest to, w jaki sposób obchodzić się z wiedzą i jak korzystać z niej podczas procesu projektowego. Wiedzę należy redagować, należy jej nadawać kierunek. Kiedy pracujesz nad projektem, nie możesz położyć na stole pięćdziesięciu różnych pomysłów. Musisz sprytnie korzystać ze swoich zasobów, musisz wyrabiać sobie opinie. W książce Wiedza ma znaczenie rozwijamy podejście projektowe, które wcześniej nazywaliśmy „modelami projektowymi”, np.: History of Atrium, Managed Void, Big Detail, Public Construct. Staraliśmy się rozwijać każdy projekt wokół modeli projektowych, aby w lepszy sposób skanalizować wiedzę i przekształcić ją w design. 

Czy korzystaliście z jakiejś specyficznej organizacji pracy i ewentualnie ze specjalnych narzędzi komputerowych, które pomagały Wam wdrażać Waszą filozofię sieci?

Od pierwszego pytania, które mi zadałeś, wiedziałem, że obydwaj jesteśmy zainteresowani rzeczami… o cechach hybrydowych. Podczas pracy obecność fizyczna jest dla nas tak samo ważna jak cyfrowa. Organizując burze mózgów, zawsze zapraszamy wszystkich do jednego stołu – architektów, inżynierów, specjalistów różnego typu, również artystów. Wszyscy są mile widziani na spotkaniach projektowych. Oczywiście realizujemy projekty na całym świecie, raz w Chinach, raz w Amsterdamie, raz w Dubaju. Kiedy mamy braki w personelu, przechodzimy do modelu pracy w internecie. Podsumowując, pracujemy elastycznie zarówno w świecie fizycznym, jak i cyfrowym.

W 2013 roku w CCA (Canadian Center for Architecture) miała miejsce świetna wystawa pod przewrotnym tytułem „Archaeology of the Digital”. Częścią wydarzenia były opublikowane i wciąż dostępne w sieci wywiady z Gregiem Lynnem, Peterem Eisenmanem i innymi osobami, które współtworzyły cyfrową rewolucję w architekturze pod koniec lat 80. Uderzyło mnie to, co w uniesieniu powiedział Eisenman: Zapomnij o Palladiu, zapomnij o Bramantem! Nas interesują współrzędne, linie i siatki. Nasze własne pomysły są dużo bardziej istotne dla przyszłości niż wszystko to, czego nauczyliśmy się w szkole”. Fascynuje mnie, ile z jednej strony było wtedy pewności siebie wobec technologii cyfrowych, a z drugiej – ile beztroski w podejściu do historii i tradycji. Jak z czasem zmieniała się twoja ufność w cyfrowe narzędzia i środki wyrazu?

Wykorzystywanie komputera było początkowo bardzo wyzwalające. Kiedy wprowadziliśmy w pracowni obliczenia cyfrowe, nasze odczucia można było porównać z tym, co czuł Andy Warhol, kiedy pierwszy raz wykorzystał jedwabne ekrany w swoich obrazach. Ilekroć artyści sięgają po nową technikę, np. mieszają farby akrylowe z olejnymi, tylekroć mogą spodziewać się szalonych, ekscytujących efektów. Inny, bardziej współczesny przykład to wykorzystanie technik wideo i wirtualnej rzeczywistości, jak u Pipilotti Rist. Po rozpoczęciu takiej pracy trafiasz właściwie w środek obrazu, możesz się w nim obracać, możesz nawet w nim coś zmieniać. Dla mnie nowe technologie od początku prezentowały nowy świat rewolucyjnych możliwości. Dzięki komputerom projektujemy i budujemy coraz bardziej złożone obiekty, rozwijamy nowe formy i artykulacje, możemy swobodnie kształtować fasady. To jest fantastyczne.

Należę do osób, które zawsze starają się patrzeć do przodu. Teraz najbardziej interesuję się tym, co możemy osiągnąć w architekturze poprzez wykorzystanie sztucznej inteligencji i baz danych. (…) Następnym krokiem w architekturze będzie to, co powszechnie nazywa się inteligentnymi technologiami.

Należę do osób, które zawsze starają się patrzeć do przodu. Teraz najbardziej interesuję się tym, co możemy osiągnąć w architekturze poprzez wykorzystanie sztucznej inteligencji i baz danych. Możemy sprawdzać, jak wydajne są budynki, jak zdrowe środowisko oferują, jakie parametry ma zastosowane w nich oświetlenie i w jaki sposób mogą się one zmieniać w ciągu dnia. Możemy też zyskiwać wiedzę o tym, jak sprawić, by obiekty działały lepiej. Następnym krokiem w architekturze będzie to, co powszechnie nazywa się inteligentnymi technologiami. Póki co, to pojęcie może oznaczać bardzo dużo, nikt nie wie co dokładnie, więc lepiej go nie nadużywać. Może dlatego wiele osób wyraża brak zaufania do technologii, co ja nazywam „data cramp” (skurcz poprzez dane) – „Czy ktoś będzie mnie podglądał, jak pójdę do toalety?”. Oczywiście mówię o tym z lekką przesadą. W każdym razie współczesne urządzenia i technologie nie powinny w niekontrolowany sposób naruszać naszej prywatności.

 Kiedy przyglądałem się wczesnym projektom Eisenmana, uderzające były dla mnie zastosowane środki wyrazu. Niekiedy projekty te wyglądały praktycznie jak surowe zrzuty z ekranu z oprogramowania typu CAD albo Katia. To musiało być ekscytujące – móc tworzyć na ekranie i od ręki zmieniać formy trójwymiarowe. Chciałbym się dowiedzieć, jak język oprogramowania wpływał na wygląd gotowych budynków i jak to się zmieniało w czasie.

Komputery miały olbrzymi wpływ na to, jak później wyglądały budynki, jakie materiały stosowaliśmy itd. I masz rację co do Petera Eisenmana i tej zmiany w używanym języku oraz cechach architektury. Nowe pomysły opracowywali ponadto teoretycy architektury, tacy jak Sanford Kwinter, Gregg Lynn i w pewnym stopniu również ja. Czy znasz okładkę jednej z naszych poprzednich książek – Move?

To ta z fioletową twarzą?

Tak. Obraz, który widać na okładce, to praca artysty Daniela Lee – Manimal (połączenie słów man i animal – MK). Całe nasze środowisko rozwijało nowe teorie na temat tego, co można by uzyskać podczas pracy z komputerem. Próbowaliśmy wyartykułować prawdziwy komunikat, który płynął z nowych technologii. Spójrz na twarz Manimala. Z pomocą komputerów mogliśmy scalać informacje w taki sposób, żeby granice pomiędzy jednym a drugim zbiorem danych zaczynały się zacierać. Na okładkę trafiła twarz o kilku tożsamościach – cechy węża, lwa i człowieka odnajdujemy w jednym tworze.

Tak. Obraz, który widać na okładce, to praca artysty Daniela Lee – Manimal (połączenie słów man i animal – MK). Całe nasze środowisko rozwijało nowe teorie na temat tego, co można by uzyskać podczas pracy z komputerem. Próbowaliśmy wyartykułować prawdziwy komunikat, który płynął z nowych technologii. Spójrz na twarz Manimala. Z pomocą komputerów mogliśmy scalać informacje w taki sposób, żeby granice pomiędzy jednym a drugim zbiorem danych zaczynały się zacierać. Na okładkę trafiła twarz o kilku tożsamościach – cechy węża, lwa i człowieka odnajdujemy w jednym tworze.

Podobnych efektów oczekuję w architekturze. Rozwinęliśmy na przykład pomysł zwany single surface, który bazuje na dokładnie tych samych zasadach, co twarz Manimala. Założeniem single surface jest to, że nie możesz rozróżnić, co jest ścianą, co podłogą, co sufitem, wszystkie elementy połączone są w jeden system. Rozważania na ten temat pochodzą bezpośrednio z rozmów, jakie wspólnie z Sanfordem Kwinterem prowadziliśmy o tak zwanych krajobrazach epigenetycznych, czyli takich, dla których podstawą są matematyczne teorie Henry’ego Poinacarégo. Poincaré rozważał warunki dla tzw. krajobrazów topologicznych w matematyce, aby z formy wydobyć obliczenia trygonometryczne, a także odwrotnie – aby kształtować trójwymiarową formę zgodnie z obliczeniami. Oprócz tego badał rachunek prawdopodobieństwa związany z krajobrazami topograficznymi. Posługiwał się fascynującym przykładem: w najwyższym punkcie pofałdowanej płaszczyzny umieszczał kulę i puszczał ją wolno, aby poruszała nią jedynie siła grawitacji. Nigdy nie dawało się do końca przewidzieć kierunku, jaki kula miała obrać, ona po prostu zawsze leciała po swojemu.

Być może dzisiaj bylibyśmy w stanie obliczyć prawdopodobieństwo i dokładne trajektorie, posługując się narzędziami cyfrowymi?

Być może dzisiaj byłoby to możliwe. Chciałbym jednak jeszcze wrócić do tematu Manimala. Interesujące jest dla mnie to, że stanowi on przykład pracy wykonanej za pomocą cyfrowej technologii, która ma pewne działanie kulturotwórcze, a nie jest tylko surową manifestacją technologicznych możliwości łączenia obrazów. Efekt kulturotwórczy zaczyna się wtedy, kiedy rozpoznajemy w pracy pewną tożsamość i w pewnym stopniu sami możemy się opisać poprzez to dzieło. Gdyby technologia nie oddziaływała w taki sposób, nie byłaby dla mnie niczym ciekawym. Manimal natomiast działa niemal jak utwór muzyczny, dobra książka albo film. Również w architekturze powinieneś móc doświadczać podobnych warstw informacji. Zawsze staram się pracować na warstwach. Kiedy maluję, to działa w porównywalny sposób. Dostosowuję tytuł do konkretnego obrazu albo obraz do konkretnego tytułu. Ostatnio eksperymentuję z nową dla mnie techniką polegającą na wykorzystaniu pędzla i gąbki. Nie korzystam teraz ze sztalug, płótna kładę na podłodze, może to trochę wyglądać jak sposób pracy Pollocka. Po narzuceniu pierwszych warstw ręcznie albo za pomocą pędzla przecieram części obrazu gąbką w określony sposób. Zawsze eksperymentuję z technikami tworzenia, pracownia jest dla mnie poligonem doświadczalnym. Pracę nad konkretnym płótnem mogę zakończyć dopiero wtedy, kiedy podpowie mi to intuicja.

Wspomniałeś o tym, jak uwalniające było dla Ciebie rozpoczęcie pracy z komputerem na początku lat 90. Dzisiaj narzędzia BIM pozwalają nam na pracę z oszałamiającą dokładnością, zapewniają kontrolę wydatków, pomagają minimalizować typowe ryzyka występujące na placu budowy. Czy uważasz, że narzędzia komputerowe wciąż wprowadzają tylko swobodę? Czy równolegle niosą za sobą odwrotne efekty? Co z wolnością i przyzwoleniem na popełnianie błędów?

Muszę przyznać, że już od dawna nie sięgałem pamięcią do czasów, kiedy powstał Manimal. Dla mnie rozmowa o tym jest jakby ponownym odkryciem tego, co robiliśmy w tamtych czasach. W pełni się zgadzam z tym, co powiedziałeś, technologia jest ograniczająca, nie pozwala na błędy, ponieważ bazuje na matematycznej precyzji. Chociaż – paradoksalnie – pogrążając się w pracy tylko z technologią cyfrową, łatwo jest się ograniczyć do najgłupszych pomysłów. Innowacje powstają w toku popełniania błędów i wyciągania z nich wniosków. Każdy z nas wie, że czasami trzeba proces projektowy zacząć od zera. Nawet dzisiaj zdarzyło się nam w jednym z projektów, że musieliśmy zacząć prawie od początku; to normalne. Myślę, że są takie pola, w których technologie nas nie wyręczą. Zawsze najważniejsze pozostaną nasza własna inteligencja i zdolność do krytycznej oceny.

Mam wrażenie, że ani maszyny, ani internet nie dostarczają nam aż tak wielu pomysłów, jak się przyjęło sądzić. Pamiętam, że nawet we wczesnych latach fascynacji komputerami najważniejsze momenty zawsze miały miejsce na konkretnych spotkaniach. Prawdziwą siecią generującą pomysły są ludzie.

Maszyna może nam dostarczyć obliczenia i opcje do wyboru, ale nigdy nie będzie w stanie podjąć decyzji w taki sposób, w jaki robi to człowiek.

Mam wrażenie, że ani maszyny, ani internet nie dostarczają nam aż tak wielu pomysłów, jak się przyjęło sądzić. Pamiętam, że nawet we wczesnych latach fascynacji komputerami najważniejsze momenty zawsze miały miejsce na konkretnych spotkaniach. Prawdziwą siecią generującą pomysły są ludzie.

Na przestrzeni lat jakość prezentacji projektów znacznie się poprawiła. Dziś można dodać wiele fajnych efektów, takich jak naturalne oświetlenie, chmury, mgła i tak dalej, więc renderowane projekty wyglądają niemal jak prawdziwe zdjęcia. Jak postrzegasz znaczenie wizualizacji? Czy one też przynoszą nam efekt kulturowy?

Niestety renderingi stały się dla klientów architektów jedną z najważniejszych kwestii, o ile nie najważniejszą. Pomagają nam pokazać „potencjał” projektowanego miejsca albo budynku, ale musimy pamiętać, że nie jest to właściwy, autentyczny obraz. Niebezpieczeństwo polega na tym, że osiągnąć bardzo ładne wizualizacje jest dziś niezwykle prosto, ale osiągnąć takie same rezultaty w rzeczywistości jest bardzo trudno.

Wizualizacje mogą być ważne z punktu widzenia tego, jak dobrze opowiadają historię danego projektu oraz jak przybliżają proces projektowy. W jednym z naszych ostatnich projektów (Brainport Smart District) stworzyliśmy renderingi pokazujące różne typy aktywności ludzkiej w projektowanym miejscu. Zaprezentowaliśmy, w jaki sposób będzie się pracowało, spędzało czas wolny, uprawiało ziemię. Szkicowo pokazujemy również sposoby uzyskiwania energii, na przykład dzięki wykorzystaniu wiatraków i szklarni. W takich wizualizacjach wygląd budynków, jeszcze nieokreślony na tym etapie, nie jest tak bardzo ważny, liczy się natomiast przekaz o funkcji i urbanistyce.

Czym jest Brainpoert?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ ani ja, ani nikt inny nie ma jeszcze takiej wiedzy. I właśnie to jest w tym momencie najbardziej ekscytujące. Jeśli zapytasz kogokolwiek, gdzie może znajdować się Brainpoert, nikt nie będzie potrafił udzielić takiej informacji. Miejsce znajduje się bardzo blisko Eindhoven, w sąsiedztwie siedzib Phillipsa, Tesli i innych korporacji. Przedsięwzięcie polega na tym, aby opracować nową koncepcję miasta, w którym ludzie będą mogli mieszkać i pracować odpowiedzialnie, gdzie będzie można na szeroką skalę testować pomysły na zrównoważony rozwój, rozwijać lokalne powiązania i łańcuchy dostaw, łącznie z produkcją żywności. Klientem jest urząd miasta, który wraz z grupą inwestorów zainteresowanych kwestią pracy i mieszkania w jednym miejscu powołał do życia konsorcjum inwestujące w eksperymenty w zakresie energii, zrównoważonego gospodarowania wodą, mobilności i produkcji żywności.

W jaki sposób wykorzystywane przy tym projekcie są najnowsze technologie i big data?

Na miejscu przewidujemy systemy monitorowania połączone z platformą zbierającą i analizującą dane. Będziemy badać ogół zagadnień związanych ze zrównoważonym rozwojem, takich jak izolacyjność budynków, możliwość oszczędności zużycia wody, powtórne wykorzystanie odpadów. Dane będziemy przechowywać i analizować, ale – co ważne dla wielu – będą one zabezpieczone i wyizolowane od zewnętrznych sieci. Niezwykle istotne jest to, abyśmy jako użytkownicy mogli kontrolować swoją prywatność i aby duże projekty, takie jak Brainpoert, szanowały nasze wybory. Początkowo zderzyliśmy się z falą krytyki, ponieważ ludzie nie rozumieli, w jaki sposób ich dane będą chronione. Po upublicznieniu planu regulacyjnego pytania skierował do nas nawet rząd Holandii, przed którym musieliśmy bronić naszych rozwiązań. Ostatecznie projekt dostał zielone światło od wszystkich ministerstw.

Powiedzmy, że jestem jednym z „aktorów” w sieci Brainpoert. Czy mam możliwość regulowania zasobu swoich danych, które upubliczniam, a co za tym idzie – czy jestem w stanie wpływać na rolę, jaką pełnię w społeczności?

Brainpoert będzie miejscem inkluzywnym, a nie ekskluzywnym. Mieszkając tam, nie każdy będzie musiał uprawiać swój ogródek, żeby mieć co jeść. Nie będzie trzeba aktywnie uczestniczyć w jakichś specjalnie wyreżyserowanych czynnościach, aby koniecznie zasilać informacjami platformę danych. Technologia będzie odgrywać swoją rolę, ale postaramy się, aby była zintegrowana ze znanymi postaciami aktywności społecznej i formami architektonicznymi. Brainpoert będzie miał charakter małego przytulnego miasteczka. Na pewno będzie czymś zupełnie innym niż tak zwane kolonie VINEX (Vierde Nota Ruimtelijke Ordening Extra – czwarte memorandum w sprawie planowania przestrzennego), budowane w Holandii w latach 80. i 90. W ramach VINEX powstało bardzo dużo mieszkalnictwa innowacyjnego w zakresie typologii i technologii, ale niestety niedziałającego wystarczająco dobrze w zakresie społecznym. Ludzie mieszkający w koloniach szybko zaczynali odczuwać samotność i wyobcowanie, jednostki sąsiedzkie były pozbawione podstawowej infrastruktury społecznej. Żeby dojechać do sklepu albo knajpy, trzeba było przemieścić się do innej, odległej strefy miejskiej.

Jeśli Brainpoert można by nazwać pewnego rodzaju eksperymentem, to czy w jego ramach pozwolicie sobie na błędy, a następnie na pewne korekty założeń i celów? W jaki sposób spływające informacje będą badane? Czy przewidujecie etapowanie i okresowe podsumowania, np. raz do roku, czy też zamierzacie raczej przyglądać się danym w sposób ciągły?

Analizy i ewaluacje będą przeprowadzane i w taki, i w taki sposób. Przy platformie danych będzie pracować grupa ludzi, którą nazywamy Fundacją (Stichting) i która będzie odpowiedzialna za zarządzanie całością, np. recyklingiem czy monitorowaniem przepływów energii. Sami zadajemy sobie bardzo dużo pytań, jak to będzie działać. Duża liczba niewiadomych sprawia, że ten projekt jest dla mnie taki fascynujący. Czasami jednak ludzie pytają, czy będą mieli w domu lustro, zza którego ktoś będzie ich oglądał i zbierał o nich informacje. Brainpoert nie będzie miejscem, gdzie żyje się jak w Big Brotherze. Będzie miejscem, gdzie technologie zostaną wykorzystane do społecznych interakcji i do wdrażania zrównoważonego rozwoju. Niczego innego nie będą sprawdzać.

Dwa lata temu powołałeś do życia firmę UNSense. Na czym polega jej działalność i dlaczego zdecydowałeś się na ten krok?

Intuicja podpowiedziała mi: czy nie byłoby świetnie móc dysponować oddzielną organizacją, gdzie można by rozwijać pomysły i usługi, których nie mogę proponować poprzez UNStudio? Wcześniej nie mieliśmy inżynierów danych, programistów ani innych osób wyspecjalizowanych w najnowszych technologiach. Nie mam też wystarczająco dużej przestrzeni do ponoszenia ryzyka związanego z czymś nowym i nieznanym. UNStudio to świetnie naoliwiona, samowystarczalna maszyna, dla której nigdy nie musiałem pożyczać pieniędzy. Między innymi dzięki temu w UNSense możemy sobie pozwolić na eksperymentowanie i wprowadzanie innowacji na potrzeby projektów architektonicznych. Rozwinęliśmy już kilka produktów, takich jak panele słoneczne dające się zintegrować z fasadą. Platforma danych, która powstała dla Brainpoert, również jest naszym dziełem, a jako produkt może być skalowana i dostosowywana do innych miejsc. Nie uwierzysz, jak bardzo Brainpoert dodał nam gazu. Jest już prawie regułą to, że każdego tygodnia dostajemy dwa–trzy zapytania z innych miast o podobną usługę.

Czy w UNSense tworzycie również briefy dla miast? Opracowanie briefu to projekt sam w sobie.

Tak, oczywiście. Kiedy nas pytają, czy możemy zrobić coś podobnego do Brainpoert, odpowiadamy: „Dlaczego chcecie zrobić u siebie smart city, skoro nikt nie wie, co to pojęcie oznacza?”. Wtedy słyszymy: „Ponieważ mamy wrażenie, że to może być ważne dla naszej przyszłości”. Porozmawiajmy o tym, co jest naprawdę ważne, począwszy od wieku mieszkańców, przez mobilność, aż po przestępczość i inne zjawiska. Jesteśmy w awangardzie, jeśli chodzi o identyfikowanie i rozwiązywanie problemów współczesnych miast.

Być może znasz historię połączenia mostem dwóch brzegów rzeki Ij w Amsterdamie. Pomysł na most upadł, ale miasto zamówiło u nas studium kolejki linowej jako rozwiązania bardziej wydajnego i ekonomicznego. Projekt ostatecznie został zrealizowany we współpracy UNStudio i UNSense. Ale masz rację w tym, że wykonujemy dużo pracy z klientem na etapie briefu, a dopiero potem na plac boju wkraczają urbaniści i architekci. Nie spodziewałem się, że tak duży udział w naszej działalności będą mieć usługi doradcze.

Czy wciąż masz czas i przestrzeń, aby wyobrażać sobie przyszłość, ale nie jako pracę komercyjną, lecz jako ćwiczenie intelektualne albo pracę teoretyczną?

Chciałbym, abyśmy wciąż pracowali nad koncepcjami i teoriami, tak jak pracowaliśmy kiedyś nad projektem Manimal albo single surface. O tym nie mówi się wystarczająco dużo, ale należy pamiętać, że efekty pochodziły ze wspólnej nieformalnej pracy ówcześnie zaangażowanego środowiska architektów, które dzisiaj już takie nie jest. Kiedy rozmawiam z artystami, oni twierdzą, że mają ten sam problem. Na przykład kiedyś artyści z kręgu kubistów i impresjonistów przesiadywali w tych samych kawiarniach i kłócili się o pryncypia. Często też kłócili się z innych, błahych powodów, ale tak czy inaczej – iskry leciały. Żałuję, że dzisiaj nie mamy podobnego ducha twórczego współzawodnictwa w architekturze.

Mimo wszystko uważam, że przyszłość architektury nie będzie opierać się na technologii czy produkcji. Najważniejsze pozostanie coś, co można nazwać ekonomią idei. Przekonuję się o tym codziennie, pracując z najbardziej zaawansowanymi zdobyczami technologicznymi.

Czy wobec tego będziesz starał się poświęcać jeszcze więcej czasu malarstwu?

Na pewno zawodowo zawsze będę zainteresowany najnowszymi technologiami. Od wielu lat powtarzam, że rozwój technologii pozwala rozwijać się naszej profesji. Ekscytujące jest to, że dzięki współczesnym zaawansowanym technologiom jesteśmy w stanie określić wydajność budynku jeszcze zanim on zostanie wybudowany. Z drugiej strony, zwłaszcza poza sferą naszej pracy, widać negatywny wpływ technologii, a przede wszystkim mediów społecznościowych. Malowanie pozwala mi myśleć niezależnie. Ostatnio szczególnie rozważam przenikanie i zazębianie się zjawisk technologicznych i kulturowych. Uważam, że w tym kontekście architektura powinna wziąć na siebie odpowiedzialność za łączenie innowacji i agendy społecznej. Daj mi jakieś dwa lata, a będę gotowy z nową książką na ten temat.

Więcej tekstów
BAL zaprasza do tańca ARCHITEKTONICZKI