kwartalnik rzut

Czym zawód architekta nie jest?

il. Klementyna Świeżewska
Wydaje mi się, że zawód architekta nie jest w większości tym, czym teraz jest [wyr. aut.]. Czyli nie jest byciem prawnikiem i bieganiem za sprawami urzędowymi. Nie jest robieniem wizualizacji, czym niestety jest. I nie jest byciem managerem dla własnej pracowni. /// Ewelina1.

Wśród architektów powszechne jest przekonanie, że rzeczy, którymi zajmują się w pracy zawodowej, nie są tym, co powinni robić przedstawiciele tej profesji. Często muszą wykonywać zadania pozbawione pierwiastka twórczego, jak przeliczanie PUM-ów2, zestawianie okien, wymiarowanie rysunków, które traktowane są jak zadania drugiej kategorii. Szczególnie na początku ścieżki zawodowej pracy towarzyszą rozczarowanie i frustracja, bo przecież nie tak to miało wyglądać. Twierdzenia o nieprzystawalności wykonywanych w pracy zadań do tego, co powinien robić architekt, skłaniają do rozważenia, czym ów punkt odniesienia jest. W prowadzonych przeze mnie badaniach dotyczących tej profesji ujawniły się dwa takie punkty. Pierwszym były przekonania na jej temat jeszcze sprzed studiów, drugim – wyobrażenia o tym, jak zawód powinien wyglądać, które w dużej mierze budowane były już w ich trakcie.

Przed studiami bardzo niewielka liczba moich rozmówców miała bezpośrednią styczność z zawodem architekta. Być może dlatego ich podejście do profesji w tamtym momencie zbliżone było do tego, co uczestnicy badania określali jako powszechne wyobrażenie o architektach. Cechowały je lakoniczność i niedookreśloność.

Mmm… wydawało mi się, że to jest taki wyjątkowy… nie wiem, coś takiego fajnego, takiego ekstra. Znaczy, że architekt to jest taki, taki i zarabia pieniądze i jest takim twórcą, którego wszyscy podziwiają (śmiech). No nie wiem, ale chyba każdy tak… /// Marta

Jednocześnie niemal automatycznie rozmówcy podkreślali, że to pierwsze wyobrażenie było naiwne i nie ma pokrycia w rzeczywistości. Mamy więc do czynienia z sytuacją, kiedy architekci robią nie to, co ludziom się wydaje, że robią. Jednak nie jest to aż tak problematyczne, jak nieprzystawalność praktyki do poglądów samych architektów na to, czym powinien się zajmować przedstawiciel ich zawodu, czyli do istoty pracy zawodowej. To wyobrażenie budowane jest w procesie edukacji.

Stawanie się architektem to nie tylko zyskiwanie nowych kompetencji, ale także zdobywanie informacji o tym, co jest cenione w środowisku, o co toczy się gra (rozpoznanie stawek). 

Uwodzenie

W teorii Pierre’a Bourdieu celem procesu nauczania jest przede wszystkim uwiedzenie3, czyli rozbudzenie chęci do zaangażowania się w grę i podjęcia rywalizacji o pozycję w środowisku. Stawanie się architektem z tej perspektywy to nie tylko zyskiwanie nowych kompetencji, ale także zdobywanie informacji o tym, co jest cenione w środowisku, o co toczy się gra (rozpoznanie stawek). 

W przypadku przyszłych architektów proces szkolenia zaczyna się jeszcze przed rozpoczęciem studiów, na etapie przygotowań do egzaminu wstępnego. Kursy rysunku to etap treningu ciała. W tym momencie rola zawodowa architekta nie jest problematyzowana. Celem jest dostanie się na studia, czyli wejście w pole. Szczególną umiejętnością zdobywaną podczas kursów jest porozumiewanie się za pomocą obrazów. Język wizualny staje się głównym narzędziem komunikacji w środowisku architektów (w polu architektonicznym).

Że na każdym przedmiocie trzeba rysować, to stwierdziłem – to jest to. Bo ja zawsze sobie rysowałem. Przez całe życie moje notatki to były jakieś tam rysuneczki. […] A żyjemy w świecie, gdzie wszystko się wyraża słowami. No to warto chodzić do szkoły, gdzie się mówi: „To, co napiszecie, albo to, co powiecie, jest nieistotne. Musicie wszystko narysować”. I ja, który lubiłem się komunikować rysunkowo, wchodzę w tę rzeczywistość i nagle spotykam ludzi, i to ludzi ważnych, profesorów, dziekanów i innych magistrów, którzy mi mówią: „Tak! Tylko rysunek jest ważny”. A ja im mówię: „Całe życie na Was czekałem. Gdzie byliście całe moje życie” (śmiech). /// DAREK

Sytuacja zmienia się na studiach, kiedy stawiane wymagania nie są już jasno sformułowane. Jest to etap wciągnięcia w grę i nauki stawek. W pierwszej kolejności studenci są uwrażliwiani na przestrzeń. Trudno mówić o przekazywaniu wiedzy, bardziej jest to budowanie doświadczenia, wyuczanie się pewnych reakcji.

Było to trudne wtedy dla mnie bardzo, było trudne. Na pierwszym roku. Pierwszy semestr, drugi już nie. Pierwszy semestr był trudny, dlatego że […] nie wiedziałem, o co im [prowadzącym zajęcia] chodzi. […] [Jednocześnie] To bardzo dużo dało. To jest właśnie najważniejsze, ten pierwszy rok. W sumie chyba wszystkiego po trochu, wszystkiego nas nauczyli. Częściowo się sami uczyliśmy, ale oni nam pomagali albo starali się pomóc. ///Tomek

W podręcznikach omawiających pracę architekta doświadczenia związane z wymyśleniem koncepcji, poszukiwaniem idei projektu opisywane są w kategoriach iluminacji4 czy kontaktu z absolutem5. Idea projektu jest rodzajem jego myśli przewodniej, która go organizuje. Jest główną zasadą, wedle której budowane są późniejsze etapy projektu.

[…] wobec powstającego studenckiego projektu nauczający stara się raczej dać wyraz swym intuicjom, niemożliwym do zwerbalizowania mglistym odczuciom niż wygłaszać kategoryczne opinie. Niemożność jednoznacznego przypisania pracy w tej fazie do znanych wzorców, konwencji kierunków, nie pozwala na zdecydowaną ocenę. W odniesieniu do prac ukończonej jednoznaczność wyborów estetycznych w sferze emocjonalnej towarzyszą trudności ich racjonalnego uzasadnienia. Potwierdza to fenomen oceny estetycznej projektu, która dokonuje się w mgnieniu oka, tym zaś, co, jak wiadomo, stwarza najwięcej problemów, jest jej racjonalna werbalizacja. […] Niepewność co do treści nauczania nie może zostać ujawniona6.

Niedookreśloność procesu projektowania, brak systematycznej wiedzy na jego temat oraz brak możliwości opisania tego procesu za pomocą powszechnie rozumianego języka powoduję, że powstaje wspólnota osób, które posiadły wiedzę tajemną. Jednocześnie stanowią barierę dla upowszechniania jej np. pod postacią edukacji architektonicznej w procesie edukacji powszechnej. Na studiach większość prac semestralnych (projektów) oddawana jest na poziomie projektu koncepcyjnego. Praca koncepcyjna przez większość moich rozmówców postrzegana była jako istota projektowania, a nawet istota zawodu. Jak wskazywali uczestnicy badania, tworzenie koncepcji to najprzyjemniejszy aspekt pracy architekta. Często ubolewali, że w pracy zawodowej jest za mało tak rozumianego prawdziwego projektowania.

Na studiach pierwszy raz spotkałem architektów i wtedy sobie wyrobiłem takie wyobrażenie o tym, kto to jest architekt. No i architekt w tym wyobrażeniu był taki... taki mądry, spokojny pan, który właśnie mądrze mówi, tak dba o wszystko wokoło, o całą przestrzeń... [wyr. aut.]. /// Karol

Rozpoczęcie praktyki określane było najczęściej jako zderzenie z realiami. Na tym etapie pojawiają się nowi „inni”. Są nimi klienci, pracodawcy, administracja i użytkownicy. Perspektywa klienta (odbiorcy) i architekta (twórcy) często jest bardzo różna, nie tylko co do kształtu architektury (estetyki), ale także co do roli, jaką architekt powinien odegrać w procesie inwestycyjnym. Chcąc spełnić oczekiwania klienta, architekt musi wykonywać zupełnie inne czynności niż te, które zostały mu wpojone na studiach. W ten sposób dochodzimy do sytuacji, w której architekt „nie jest tym, kim powinien być”.

Perspektywa klienta (odbiorcy) i architekta (twórcy) często jest bardzo różna, nie tylko co do kształtu architektury (estetyki), ale także co do roli, jaką architekt powinien odegrać w procesie inwestycyjnym.

Prestiż bez mocy

Proponowany przeze mnie termin „prestiż bez mocy”7 służy ukazaniu paradoksu funkcjonowania w środowisku architektonicznym, na który zwracali uwagę moi rozmówcy. Architekci z jednej strony są szanowaną profesją, szczególnie wśród osób niemających kontaktu z tym zawodem. Z drugiej zaś strony nie mają siły, która sprawiłaby, że „żetony”, na które mają monopol i o które toczy się gra w polu architektonicznym, zyskiwałyby uznanie poza nim. Inaczej mówiąc, jest to sytuacja, gdy w pięknym stroju gramy trefnymi żetonami. W rozmowach często słyszałam, że klienci nie chcą płacić za koncepcję czy szkic ideologiczny projektu.

Ludzie nie rozumieją tego, że budynek, który stawiasz, jest rodzajem wizytówki, buduje twój wizerunek. Poświęca się kupę czasu na wybór samochodu, a o architekturę się nie dba. Brakuje odpowiedniego marketingu. Nie potrafimy wykształcić potrzeby ładu. Ludzie budują sobie domy na wyrost, mało kto się zastanawia, jaki to ma sens ani jak wygląda [estetyka]. /// Jan

Architekci z jednej strony są szanowaną profesją, szczególnie wśród osób niemających kontaktu z tym zawodem. Z drugiej zaś strony nie mają siły, która sprawiłaby, że „żetony”, na które mają monopol i o które toczy się gra w polu architektonicznym, zyskiwałyby uznanie poza nim.

Wysoki prestiż zawodu w powszechnej opinii nie przekłada się na uznanie i szacunek dla zadań wykonywanych przez architekta. Wręcz przeciwnie. Dla klienta liczą się rzeczy i czynności, które większość moich rozmówców uznawała za sprawy drugiej kategorii, a nawet niegodne zawodu. Poza polem architektonicznym istnieje prosta zależność – prestiż zawodu jest tym większy, im mniej go znamy i im mamy mniejszą z nim styczność.

Prestiż jest wśród osób, które nie znają jakby zawodu architekta. To im się wydaje, że to jest jeszcze coś WOW!, ale to jest taki dinozaur, który… no nie ma tego. /// Ewelina

Wobec klienta architekt odgrywa rolę usługową. Produkt, który sprzedaje, czyli dobrze zaprojektowana przestrzeń, przestrzeń o wysokiej jakości, nie jest na tyle atrakcyjny, żeby klient zdecydował się zapłacić za niego wysoką cenę. Co ciekawe, opisowi sytuacji towarzyszy twierdzenie o spadku mocy, utracie wpływów architektów. Czyli mamy do czynienia z odwołaniem do sytuacji z przeszłości, kiedy architekt był sprawczy, a jego kompetencje szanowane i doceniane. Wśród badaczy zawodu architekta taką mityczną postacią był architekt przedwojenny8. Tak degradację roli zawodowej architektów na przestrzeni wielu wieków istnienia tego zawodu przedstawia jeden z moich rozmówców.

Początkowo architekt był natchnionym masonem, wizjonerem, przewodnikiem na drugą stronę (starożytny Egipt – budował grobowce – bezpieczeństwo ciała i skarbów). Nie można było mu podskoczyć. W średniowieczu było kiepsko, bo szwendali się wszędzie (bezimienni). Potem sobie wymyślili masoństwo (stali się szafarzami tajnej wiedzy) i na jego podstawie zrodził się prestiż zawodu (niedostępności). Wraz z pojawieniem się żelbetu pojawia się konstruktor i stopniowo wiedza o budowaniu dzieli się na kolejne mniejsze dziedziny, stając się zespołem różnych branż. Przestałeś być szafarzem tajnej wiedzy. Architekt stał się mediatorem. Wszyscy do ciebie dzwonią: „weź pan i coś z tym zrób”. /// Jan

Drugi sposób narracji ukazuje spadek znaczenia architekta jako sytuację tymczasową. W rozmowach pojawiły się stwierdzenia, że praca architekta, jako dobro wyższe, w sytuacji spadku koniunktury najszybciej traci na wartości. Niezależnie od przyczyn doświadczenie sytuacji niemocy, a w szczególności przekonanie o tym, że ta moc została utracona, skłania do poszukiwania sposobów na jej odzyskanie. Pierre Bourdieu wskazywał na dwie strategie przeformułowania posiadanego kapitału9: przez dowartościowanie go lub też poprzez przynajmniej częściową zmianę reguł gry. Zatem możemy spróbować przekonać osoby spoza pola, że nasze zasoby są dla nich istotne, czyli przykładowo, że idea projektu jest kluczowa. Drugą strategią jest wykorzystanie innych (powszechnie uznanych) atutów, które pozwolą nam zyskać obiektywną pozycję i grać wtedy naszymi żetonami. W przypadku architektów przykładem takiej strategii jest dbanie o wizerunek. 

Architektura nie leży w zakresie potrzeb podstawowych, dlatego aby zyskiwać zlecenia, trzeba obracać się w gronie osób, które po pierwsze stać na zatrudnienie architekta, a po drugie takich, które uważają, że architekt może coś wnieść, czyli doceniają jego kompetencje kulturowe. Świadectwo posiadanego wyczucia smaku architekt winien dawać na każdym kroku. Pamiętam, jak na studiach uczono nas, że wszystko, co wychodzi z naszych rąk, musi być estetyczne i schludne. Nawet tak banalna rzecz, jak lista zakupów, powinna być zakomponowana i wykaligrafowana.

Budowanie pozycji poprzez swój wizerunek to technika jawnie stosowana przez architektów. Dotyczy ona zarówno sposobu ubierania się, jak i wyposażania się w symbole prestiżu. Architektoniczny dress code to czarne, geometrycznie skrojone ubrania i okulary z grubymi oprawkami. Dopuszczalne są geometryczne wzory. Kolor nie jest wskazany. 

Jakość architektoniczna […] jest zawsze okupiona ciężką pracą i wymaga walki o każdy element, czasem również z inwestorem, który naturalnie nie chce nigdy wydać więcej niż uważa za konieczne. Przekonywanie różnych ludzi i instancji jest solą tej pracy. Mój mąż był w tym niedościgniony, pomagała mu silna osobowość i kilka rekwizytów. Czarny, skórzany płaszcz i jaguar czasem też temu służyły. To może bawić, ale on umiał skutecznie wywrzeć wrażenie i dopiąć swego. W efekcie miało to budować szacunek do roli i pozycji architekta – odpowiedzialnego partnera dla inwestora i jednocześnie współtwórcę społecznej kultury [wyr. aut.]10.

Owo „wyrafinowanie” to nie tylko odróżnienie się przez wewnętrzną homologię. Można je postrzegać jako próbę wyjścia z podległej wobec klienta roli i próbę postawienia się przynajmniej na równi z nim. Występujące wśród architektów upodobanie do symboli statusu powoduje, że czasem uważani są oni za gadżeciarzy, jak pisze Jadwiga Szarfenbergowa, cechuje ich

[…] upodobanie […] do posiadania cennych przedmiotów na pokaz, takich jak samochód, mieszkanie czy dzieła sztuki. […] Snobizm, o który są posądzane pewne środowiska architektów, koncentruje się, jak można sądzić, głównie na przypisywaniu sobie wielkiej roli i pozycji społecznej11.

Przyglądając się budowaniu wizerunku jako technice uprawomocniania pozycji, należy zwrócić uwagę, że elegancki ubiór nie przyczynia się do obiektywnego zwiększenia wartości dla posiadanych przez architekta żetonów (wrażliwości na przestrzeń czy kreatywności). Kreowanie wizerunku można za to odczytywać jako wskazanie na posiadanie obiektywnie uznanych zasobów kapitału kulturowego (smaku), co pozwala na włączenie architekta w poczet ludzi smaku (elity). Procentuje to wejściem w „chmurę” władzy i pozwala na korzystanie z dostępu do sieci wpływów. Zatem nie tyle podnosi to wartość żetonów pola architektonicznego, ile architekci budują swoją pozycję za pomocą innych (obiektywnych) żetonów.

Drugą strategią zwiększenia mocy jest edukacja architektoniczna, czyli próba zbudowania powszechnego uznania dla posiadanego przez środowisko architektoniczne kapitału. W prowadzonych podczas badań rozmowach pojawiało się pełne spektrum propozycji, jak edukować odbiorców architektury – od wprowadzenia nauczania architektonicznego do programu szkoły podstawowej, przez rozszerzenie debaty publicznej na temat jakości architektury, po nauczanie poprzez dobrze zaprojektowane obiekty.

Propozycja jest taka, żeby państwo zaczęło budować mieszkaniówki [budynki wielorodzinne] dobrej jakości, tak żeby ludziom pokazać, że istnieje lepsza jakość, żeby ich tej jakości uczyć. /// Jan

Dzięki edukacji architektonicznej użytkownicy i klienci mają zyskać kompetencje, dzięki którym zaczną doceniać wartość dobrej architektury. Wyrobią sobie gust. Zrozumieją, że nie tylko ubranie czy samochód świadczą o ich kulturze (pozycji). Podniesienie wartości pola architektonicznego wedle tego projektu ma się odbyć poprzez wytłumaczenie ludziom i nauczenie ich, że architektura jest ważna i wartościowa. Uważam, że w świetle teorii Pierre’a Bourdieu bez posiadania udziału w polu władzy wszelkie takie przeformułowania pola skazane są na niepowodzenie.

„Arch.” – tytuł szlachectwa

W sytuacji gdy klienci nie potrafią dobrze ocenić projektu, dostrzec jego wartości, zadanie architekta polega na nakierowaniu ich na dobry tor, nawet jeśli miałoby się to odbyć wbrew woli zleceniodawcy. Architekci odpowiedzialni są za jakość powstającej architektury. W środowisku powszechne jest przekonanie, że jako profesjonaliści od przestrzeni wiedzą oni i potrafią ocenić, co jest lepsze dla klienta, gdyż przewyższają go kompetencjami.

Zawód obliguje do reagowania na brzydotę wokół nas. To współcześnie duże pole działania, i najczęściej mało wykorzystywane, dla ratowania kulturowych wartości przestrzeni.12

Architekci pielęgnują poczucie odpowiedzialności za jakość (głównie estetyczną) przestrzeni oraz doniosłości tego zadania. Jednocześnie są przekonani, że to właśnie oni mają kompetencje wystarczające do oceny tej jakości. To samoograniczenie, by wbrew przeciwnościom walczyć o dobrą przestrzeń, nosi cechy opisywanego przez Pierre’a Bourdieu tytułu szlachectwa, który sprowadza się do

[…] samodzielnego ubiegania się o to, czego nikt poza nimi nie byłby w stanie od nich wymagać, a więc do udowadniania sobie, że dorównują samym sobie, to znaczy stoją na wysokości własnej istoty.13

Spojrzenie na zawód architekta w kategoriach szlachectwa pozwala w nowy sposób odczytać drogę przysposabiania do zawodu. Bez niego trudno zrozumieć, jaki cel ma rozbudzanie na studiach ambicji, które nie mają szansy być zaspokojone po wejściu na rynek pracy. W teorii Pierre’a Bourdieu szlachectwo stanowi cel sam w sobie. Jednocześnie pomaga nadać sens działaniom obiektywnie bezcelowy. Tytuły szlachectwa „zarazem predysponują i legitymizują do bycia tym, kim są […]”14.

Spojrzenie na zawód architekta w kategoriach szlachectwa pozwala w nowy sposób odczytać drogę przysposabiania do zawodu. Bez niego trudno zrozumieć, jaki cel ma rozbudzanie na studiach ambicji, które nie mają szansy być zaspokojone po wejściu na rynek pracy.

Proces szkolenia do bycia architektem można zatem odczytać jako stopniowe nadbudowywanie znaczenia dla tytułu: architekt, poczynając od kursów rysunku – okresu wyrzeczeń i sprawdzianu determinacji, poprzez egzamin wstępny, który buduje przekonanie o włączeniu do grona wybrańców, o naznaczeniu. Etap studiów rozbudza z kolei emocjonalne zaangażowanie w grę w polu i buduje wrażliwość. Młodzi adepci tej dziedziny uczą się wtedy określać wartość projektów i swoją pozycję w odniesieniu do innych. To właśnie wewnątrz środowiska oceniana jest praca architekta i to ta ocena jest znacząca. Przynależność do środowiska architektów to ciągłe zapewnianie siebie samego o własnej wartości. Zwyczajowe „arch.” przed nazwiskiem staje się głównym atrybutem, siłą architekta.

Ja myślę, że dobry architekt to jest osoba, która przede wszystkim ma poczucie własnej wartości i potrafi to głośno powiedzieć, pokazać [wyr. aut.]. No tak. Tak mi się wydaje. Inna sprawa, że rynek może teraz takiego architekta w ogóle nie chcieć. Może być brak zapotrzebowania, ale ja mam nadzieję, że to się niedługo skończy. Że to się zmieni, bo inwestorzy może zrozumieją, że robienie byle czego jest bezsensowne. /// Ewelina

Tak rozumiane szlachectwo ma moc przeciwstawienia się prestiżowi bez mocy. Jest rodzajem rekompensaty. Pozwala utrzymać wiarę w sens prowadzenia gry. Stawanie się w tym ujęciu należy odczytywać jako stopniowo budowane poczucie wyjątkowości i dumy, które jednocześnie wiąże się z odpowiedzialnością, przekonaniem o posłannictwie. To sytuacja, w której zdanie: „Jestem architektem!” wypowiadane jest z podniesioną głową i wypiętą piersią, niezależnie od okoliczności i charakteru wykonywanych zleceń. Warto jednak pamiętać, że szlachectwo w żaden sposób nie zmienia układu sił. Pozwala jedynie utrzymać poczucie własnej wartości w sytuacji całkowitego braku siły


POKAŻ PRZYPISY

  1. Chcąc zrozumieć, gdzie leży problem i skąd to niedopasowanie oczekiwań architektów do realiów wykonywanej pracy, w 2012 roku przeprowadziłam badania socjologiczne nad procesem stawania się architektem. Rozmawiałam z osobami, które dziesięć lat wcześniej rozpoczęły edukację na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Do analizy tych rozmów wykorzystałam aparat pojęciowy Pierre’a Bourdieu, który rzeczywistość społeczną przyrównuje do gry. Przytoczone cytaty pochodzą z badań, których efektem jest praca magisterska Jak zostać architektem? W poszukiwaniu logiki pola napisana pod kierunkiem dr Joanny Wawrzyniak i obroniona w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w grudniu 2012 roku. Niniejszy artykuł stanowi skrót tej pracy.
  2.  PUM – powierzchnia użytkowa mieszkań (przyp. red.).
  3. „[W polu] Mamy więc stawki, będące zasadniczo produktem współzawodnictwa między graczami; mamy inwestowanie w grę, illusio (od ludus – gra). Gracze są wciągani do gry i przez grę, walczą, czasem zawzięcie, bo łączy ich wspólna zgoda na grę i jej stawki, wspólne przekonania (doxa), niekwestionowane uznanie jej istotności. Gracze akceptują grę przez sam fakt brania w niej udziału, nie na mocy «umowy», że gra jest warta gry, że gra jest warta świeczki”. P. Bourdieu, L.J.D. Wacquant, Zaproszenie do socjologii refleksyjnej, przeł. A. Sawisz, Warszawa 2001, s. 79.
  4. K. Kucza-Kuczyński, Zawód-architekt. O etyce zawodowej i moralności architektury, Warszawa 2004.
  5. L. Niemojewski, Uczniowie cieśli. (Rozważania nad zawodem architekta), Warszawa 1948.
  6. J. Cybis, Kształcenie architektoniczne – indoktrynacja czy neutralność estetyczna?, w: Nauka, architektura, edukacja, red. J.C. Żarnowiecka, A. Owerczuk, Białystok 2006, s. 27.
  7. Pierre Bourdieu w kontekście relacji między polami stosuje dwa pojęcia: władzy symbolicznej i autonomii. Moc (siła) danego pola zależy od zakresu obszaru, na który jest ono w stanie wywierać wpływ, czyli podnosić w hierarchii dystrybucji „swoich ludzi”. Natomiast autonomia pola służy ograniczeniu innym dostępu do posiadanych kapitałów. Zatem moc należy utożsamiać z posiadaniem władzy symbolicznej, czyli monopolu na prawomocność. Zob. P. Bourdieu, L.J.D. Wacquant, dz. cyt.
  8. Zob. T. Wojtowicz Architekci o swojej roli zawodowej, w: Wybrane problemy społeczne w refleksji socjologicznej, red. S. Marciniak, Warszawa 1997, s. 23–39; J. Szarfenbergowa, Materiały do charakterystyki zawodu i pozycji społecznej architektów. Fragmenty opracowanych badań, Wrocław 1966.
  9.  P. Bourdieu, L.J.D. Wacquant, dz. cyt., s. 80–81.
  10. Jest to wypowiedź prof. Ewy Kuryłowicz, która opowiada o swoim mężu, architekcie Stefanie Kuryłowiczu. E. Kuryłowicz, ], „Architektura Murator” 2012, nr 5, s. 102.
  11. J. Szarfenbergowa, dz. cyt., s. 157.
  12. K. Kucza-Kuczyński, dz. cyt., s. 122.
  13. P. Bourdieu, Dystynkcja. Społeczna krytyka władzy sądzenia, przeł. P. Biłos, Warszawa 2005, s. 34.
  14. Tamże, s. 33.